niedziela, 22 czerwca 2014

Jestem w Cambridge!

No więc dreams come true! Od wczoraj jestem w UK :) Dawno niczego nie pisałam więc dzisiaj pewnie nadrobię bardzo długim postem :D Zacznę od przygotowań, od razu po maturze powoli zaczęłam robić spis rzeczy które muszę kupić/zrobić. Ostatni tydzień był pełen pożegnań i przygotowań. Wzeszłą niedzielę wyjęłam moją walizkę i tak przez calutki tydzień leżała w rogu pokoju, w piątek już byłam prawie spakowana kiedy przyszedł mój tata i stwierdził że mam bigos w walizce i zaczął po swojemu układać rzeczy. Miałam na styk 19,5 kg natomiast co do podręcznej to zamiast walizki która miała o 2 cm za dużo ( mój tata przeżywał że nie wpuszczą mnie do samolotu z walizką) wzięłam większą torbę. Tak więc o godzinie 14 ruszyłam z mojego pięknego miasta do Bydgoszczy. Teraz opiszę szczegóły lotu bo chyba właśnie tym najbardziej się orałam.
Lot
Po 15 można było już dać bagaż do odprawy, a następnie przejść do kontroli osobistej. Po drodze oczywiście sprawdzają wasz dokument tożsamości i bilet. Tak więc przy bramce obszukali mnie jakbym była jakąś terrorystkączekałam na mój samolot. Gdy szłam już do samolotu serio nie wiem jak to opisać po prostu cieszyłam się jak dziecko chociaż już wcześniej leciałam. Tak więc samolot był pełen dzieci które co chwilę się darły zresztą sama siedziała obok jakieś babki z dzieckiem. Lot był bardzo przyjemny, czasami trochę zatykały mnie uszy, ale widok białych chmurek strasznie mnie cieszył. O 18.07 samolot wylądował w Londyn Stansted, wysiadłam jako jedna z ostatnich i od razu szłam za tłumem, jechałam schodami ruchomymi a potem zobaczyłam coś w rodzaju windy, otworzyło się a tam mały wagonik, który wyglądał i jechał z prędkością metra. Wychodzę z tego wagoniku, a tam kontrola tożsamości pasażerów, stałam w długiej kolejce jakieś pół godziny po czym podchodzę do okienka i murzynka pyta się Are you with parents? a ja nooooo po czym roześmiała się i powiedziała, że się pomyliła. Potem podeszłam do taśmy z  moim bagażem, odebrałam i szłam do wyjścia trzymając pomarańczową kartkę. Host dad od razu mnie zobaczył . W jakieś 40 min dotarliśmy do Cambridgę w tym czasie host pytał się jak poszły mi egzaminy, ile mam rodzeństwa itp. Jak przyjechaliśmy mała już oczywiście spała, ona chodzi spać  o 18/18:30. Hostka przygotowała łososia z makaronem było pyszne!
Jeżeli chodzi o angielski to z  rozmawiało mi się dość swobodnie i większość rozumiałam. Może dlatego, że host pochodzi z Indii (dzisiaj patrzę na ścianę a tam zdj jego rodziców i jego mama miała na czole "czerwoną kropkę" haha nie wiem jak nazywa się ten znak)  natomiast hostka typowy english który bardzo ciężko  jest zrozumieć.
Dom
Jadąc samochodem dowiedziałam się że rok temu przeprowadzili się oni do starego 17-wiecznego domu stąd też nie wszystko jest zrobione. Od strony przedpokoju są drzwi i na dole jest warsztat hosta, a na górze jest moja łazienka, pokój gościnny i mój pokój, tak więc bardzo komfortowo, w pokoju mam nawet małą lodówkę. Generalnie oprócz mojego piętra wszędzie jest messy naprawdę nawet oni sami mówią ale jak widać wszechogarniający bałagan kompletnie im nie przeszkadza.
Day 1 
Wstałam koło 8 ale zanim się ogarnęłam była już 9 tak więc zeszłam na dół  z prezentami i wręczyłam je małej i Hostowi  (hostka już była w pracy). Mała od razu zaczęła rysować kredkami, na których były namalowane widoki Torunia. Dla hostów kupiłam pierniki (toruński przysmak), a dla małej kredki + domek, w którym znajdowały się pierniki. Zjadłam płatki na śniadanie i host zrobił mi kawę, zaczęliśmy robić porządki pod schodami, gdzie znajdowały się kartony zabawek Sity. W życiu nie widziałam takiego burdelu,host zaczął wkładać część zabawek, którymi mała się nie bawi do worka i potem dają je do charity shop. Potem poszliśmy na plac zabaw i zobaczyć centrum, gdzie zjedliśmy lunch we włoskiej restauracji. Zamówiłam jakąś pastę ze szpinakiem, która była strasznie mdła. Obsługa w Anglii jest boska obojętnie co nie zamówisz jest lovely! Pokazali mi ulubiony sklep Sity, bibliotekę która znajduje się w centrum handlowym oraz uniwersytet.
Child
Sita naprawdę nie jest rozpuszczonym dzieckiem, kiedy weszliśmy do jej ulubionego sklepu nawet nie krzyczała że coś chce. Jej ulubiona bajka to Frozen  i śpiewała cały czas Let it go the perfect girl is gone..:D Moje imię wymawiane przez hosta Ejnilia  jest dla niej nie do przełknięcia więc cały czas mówi she/her.
Pogoda
Lovely! Od wczoraj jest słonecznie, a dzisiaj to chyba było 25 stopni.
Pies
The worst thing ever! Cały poranek szczekał, więc trzeba trzymać rękę żeby mógł ją oblizać,potem pogłaskać i w ciągu dni jeszcze się z nim chwilę bawić i dawać jakieś tam chrupki...

Dzisiaj host dał mi już wypłatę więc mam 100 funtów, a właściwie 150 bo 50 w sumie nie potrzebnie wymieniłam w Polsce. Jutro muszę być na dole koło 7 i  host ma pokazać mi drogę do przedszkola Sity. Oczywiście na rowerze, ale nie wiem czy nie powiem im że wolałabym pieszo dlatego, że rower ma z tyłu fotelik dla dziecka, który moim zdaniem nie jest stabilny i serio boję się, że coś się stanie. Przepraszam za ten chaotyczny post ale to pierwsze 2 dni więc so excited :)